niedziela, 16 lutego 2014

Rozdział 10

Em obudziła się. Czuła, że coś jest nie tak. Usiadła. Otwarła powoli oczy.
Była zażenowana. Zauważyła, że z powrotem wróciła do swojego świata, albo przynajmniej do tego miejsca, które znacznie lepiej znała. Ale jakim cudem tu się znalazła ?
Na stoliku nocnym obok dużego, fioletowego pudełka leżała biała kartka złożona na pół.
Dziewczyna sięgnęła po nią i szybko otworzyła.

" Przepraszam, niedługo po ciebie wrócę wraz z Matt'em.

                                                                           ~ Tom "
Świetnie. Jej własny brat, którego na dodatek znała od niedawna już robi wszytko bez jej zgody i wiedzy. I jak tu zbudować więź opartą na zaufaniu ? Debil, dupek, idiota, dureń - pomyślała Em. Co ja mam tu niby robić ? - dążyła rozważania. Nagle zadzwonił telefon. Dopiero teraz zrozumiała, jak bardzo za nim tęskniła. To była Maria. Em odebrała bez wahania.
- Halo. Emily ... To ty ? - pytała zdziwiona Maria.
- Nie, Ministerstwo ds. Zjawisk Paranormalnych, a co ? - odparła sarkastycznie Em.
- Jaja sobie robisz .... Dzwonie jak idiotka, a ty jakby nigdy nic łaskawie po paru dniach odbierasz ... ODBIŁO CI ! - Darła się tak że Em musiała troszkę odsunąć od siebie telefon.
- Byłam TAM - odpowiedziała jak zahipnotyzowana, po paru minutach ciszy, zapominając o krzyku swojej przyjaciółki.
- Gdzie tam ? - zapytała mająca nadzieję że Em jest już bezpieczna w psychiatryku i lekarz oddał jej na parę dni telefon.
- Nie ważne, nie będziesz wiedziała. Ale jak Tom i Matt przyjdą, to mam nadzieję że Cię wezmą. - Odpowiedziała.
- Oj nie dzięki nie chcę iść do psychiatryka z jakimiś dwoma menelami, albo ćpunami! - odparła zakłopotana Maria.
- Nie no, co ty ! To nie psychiatryk. Ale nie mogę Ci teraz mówić co. Powiem jak się spotkamy. - powiedziała.
- Jesteś pewna że lekarz da Ci zwolnienie ? - dążyła mimo wszystko swoje przekonania, Maria.
- Dzięki przyjaciółeczko, że się o mnie troszczysz, ale jeszcze raz powtórzę. Nie jestem w psychiatryku. - starała się wyjaśnić sprawę.
- No widzisz, a mówisz jakby było odwrotnie. - nie dała za wygraną.
- Serio myślisz że jestem obłąkana ??? - miała pewne obawy co do przekonań Marii.
- Nie no wiesz, tak tylko sobie snułam teorie. A i jeszcze coś ... Jim też znikną. Ale z nim może być gorzej ... No wiesz ... To co się ostatnio wydarzyło z nim i w ogóle ... - sprzedawała informacje Maria.
Em westchnęła zakłopotana. Jeżeli nie ma Jim'a, kto ją przemieni? Albo co gorsza co się z nim stało i jak pokona Adromedę? W głębi serca miała nadzieję, że jednak faktycznie jest walnięta i wróciła z psychiatryka, a list zostawił jakiś ćpun, albo pielęgniarz szpitala. Szkoda tylko, że gdyby tak było na prawdę, nie było by Matta, którego lubiła ... bardzo lubiła.

sobota, 22 grudnia 2012

Rozdział 9

O zachodzie słońca wszystko nabrało zupełnie innego charakteru. Liście spadające z drzew nie były już po prostu ot takimi sobie liśćmi. Wyglądały niczym złoto, które za niedługo zostanie pokryte przez biały śnieg. Tłok na targach był coraz mniejszy, dlatego niektórzy kupcy wrócili już do swoich domów. Gerard i Tom zostali dłużej niż mówili, co napędziło stracha Em. 
- Co tak późno wracacie ? - zapytała, niosąc im kufel wrzątku z ziołami, które nauczył ją dziadek. 
- Nie są to spokojne czasy ... - nie odpowiedział na jej pytanie, tylko mówił do wnuka.
Tak zostawiając Em w niewiedzy, poszli do stołu i kontynuowali temat. Ona tymczasem była i zdziwiona i przerażona. Chciała wrócić do domu i zapomnieć o tym wszystkim. To ją przerastało. Poszła do swoich pokoi. Zamknęła cholernie ciężkie i skrzypiące drzwi i spojrzała za okno. Cień pokrył już całe miasto. Od czasu do czasu, przechodziły postacie to w czarnych, to w chabrowych szatach, starając się nie zwracać na siebie uwagi. Nagle ku jej oczom ukazała się znajoma peleryna krocząca na przeciw ich chaty. Ta szybko zbiegła w dół by bezszelestnie powitać przybysza. Pociągnęła za klamkę. Matt szybkim susem wskoczył do pomieszczenia ściągając pelerynę. 
- Witaj ! - powiedział, całując jej rękę. 
- Witajże ! - odpowiedziała mu wskazując na wolne krzesło przy stole. 
- Dzień dobry jaśniepanie, cóż was właściwie sprowadza w nasze skromne progi ? - zapytał raźnie Gerard, zerkając to na gościa to na młodą wnuczkę stojącą obok niego. 
- Wiści mam panie. - odpowiedział mu. 
- Mówże - krzykną Tom wstając na równe nogi. 
- Podsłuchałem rozmowy ojca mego, do którego nie mam szacunku - Berry'ego Gill'a i Andromedy. Chcą cię zabić czym prędzej, puki nie masz jeszcze tyle mocy. Powiedzieli też że muszą zdemaskować i zabić wszystkie wampiry, gdyż aby ją pokonać, ostatnią rzeczą jaką musisz się stać to właśnie wampir. - prawie wykrzyczał, a nabierając powietrze dodał z żalem :
- Martwię się o ciebie. Najpierw musimy ci znaleźć lepszą kryjówkę,a później wampira. - odwróciwszy się w stronę wyjścia szepną jeszcze coś o tym że musi zmykać, by ojciec nie zauważył jego nieobecności. Nie czekając na odpowiedź znikną. Tom szybko kazał Em iść zgasić świece do pokoju i położyć się spać. Ta osłupiała, ledwo idąc posłusznie spełniła jego polecenie. Mimo gdy próbowała zadać mu pytanie, nie odpowiedział. wiedziała tylko jedno. To dopiero początek wielkiej, a może nawet przerażającej przygody. 

piątek, 2 listopada 2012

Rozdział 8

Była sobota.Słoneczny poranek napełnił Em optymizmem. Gerard wybrał się na mszę do kościoła, a Tom poszedł na rynek sprzedawać ich wyroby mleczne. Em postanowiła udać się na miasto, by je lepiej poznać. Białą koszulę nocną zamieniła na zieloną sukienkę z kapturem i grubym srebrnym pasem od bioder do klatki piersiowej. Buty miała skórzane na płaskiej podeszwie. Włosy upięła w kłosa i wyszła wraz ze swoją
ulubioną saszetką.Zrobiło się chłodno. Em przeciskając się przez tłumy ludzi, zauważyła nadciągające, czarne , burzowe chmury. Ludzie zaczęli zbiegać się do swoich domów i osad. Em zorientowała się że się zgubiła. Przyspieszyła kroku. Nagle cały rynek jakby zalała mgła. Em szła coraz szybciej. Bała się. Po paru minutach zaczęła biec.Domy i lasy, przypominały jej sceny z horrorów. Zatęskniła za domem. Biegła nie wiedząc dokąd. Nagle wpadła na jakąś zakapturzoną postać. Po budowie ciała widać było że to mężczyzna. Em była w szoku. Odsunęła się parę kroków od niego.
- Prze...przeprasza...m p...pana b..bardzoo, a...ale j...ja nie chciałąm - wyjąkała.
-Nic się nie stało. - powiedział miłym głosem i zdjął kaptur. Był to młody chłopak. Miał około 16-17 lat. Ciemno-Brązowe kosmyki włosów,spadały mu na prawe oko. Blada twarz i piegi dodawały mu młodzieńczego uroku.
-Nie jest ci zimno ? - zapytał ściągając swój purpurowy płaszcz i kładąc go na barki Em.
-Dziękuję - powiedziała wystraszona i zziębnięta Em.
- Co robisz o godzinie policyjnej na rynku? - zapytał kpiąc lekko z Em.
- Po prostu się zgubiłam, a poza tym nie wiedziałam że jest godzina policyjna. - wypaplała Em.
- Turystka, czy nowa ? - zapytał.
- I to i to. - odpowiedziała przewracając oczami.
- No więc godzina policyjna jest w sobotę od 10.00 do 14.00 i co dzień od 22.00 do 6.00 - powiedział.
- a tak w ogóle, to mam na imię Matt ... Matt Banco - powiedział niepewnie zerkając to na nią to na jakiś dom obok nich.
- a ja jestem Emily Perry - powiedziała bardziej pewnie niż poprzednio.
- gdzie twój dom ? - zapytał Matt.
- szczerze mówiąc nie wiem,ale tak dla informacji to mieszkam u Gerarda i Toma. Wiesz gdzie to jest - powiedziała rozglądając się wokół siebie.- tak, tak, wiem gdzie to może być, ale przeszłaś spory kawałek.- powiedział zdumiony.
- no to za mną- dodał jeszcze po paru minutach i szli obok siebie, podczas gdy promienie słońca zaczęły odganiać mgłę. Szli mijając domy i targi. Matt starał się iść blisko niej Rozglądając się na boki, sprawdzał, czy nikt nie idzie. Em zaczęła rozpoznawać okolice. Po czasie stanęli przed domem Gerarda.
- Dzięki Matt. - powiedziała z wdzięcznością.
- Nie ma za co - odpowiedział i uśmiechną się mile do niej.
- Gdzie ty mieszkasz ? - zapytała Em, mając nadzieję że go jeszcze spotka.
- Na końcu tej uliczki, po prawej stronie w żółtym, trzypiętrowym budynku.- opisał dokładnie.
- Ok. to do widzenia. - pożegnawszy się z Mattem uścisnęła jego dłoń i ruszyła w stronę drzwi. Jej sukienka zamoczyła się i ubłociła. Dlatego czym prędzej pobiegła o pokoju się przebrać. Gdy schodziła w dół zaniepokojony dziadek czekał na nią na krześle przed kominkiem.
- Gdzie byłaś, droga Em ? - zapytał.
- czekałem na ciebie i zapomniałem ci przekazać że ... - nie dokończył zdania i w słowo weszła mu wnuczka.
- ... tak, tak, wiem już o godzinie policyjnej. Dzięki Mattowi dotarłam z powrotem do domu. - powiedziała.
Dziadek nie miał już więcej argumentów więc zaprosił Em do stołu na obiad.

czwartek, 1 listopada 2012

Rozdział 7

Em nie mogła włożyć na siebie starych ubrań, żeby nie wyróżniać się z tłumu więc musiała na siebie założyć niebieską suknię z tkaniny z dekoltem w serek, z kapturem i złotym pasem zasznurowanym w węzełek na wysokości pępka. Według niej wyglądała komicznie, lecz według Toma i Gerarda perfekcyjnie. Dodatkowo    
nie mogła zrobić sobie zwykłego, poszarpanego, luźnego koka, tylko musiała sobie spiąć część górnych włosów złotym sznureczkiem, a część dolnych włosów zostawić rozpuszczonych, lecz dobrze uczesanych. Od Gerarda dostała śliczną niebieską saszetkę w której miała koronkową chusteczkę i parę drobnych monet. Dopiero wtedy sobie przypomniała że nie zna tutejszych walut.
- Dziadku ... - powiedziała, sama nie wierząc że do Gerarda mówi "dziadku'.
- tak, słucham cię. - odparł jakby nigdy nic.
- co to za monety ? - zapytała wyciągając parę z saszetki.
- to denary, moja droga. Dałem ci trochę, może starczy ci na jabłko, albo na coś co będziesz potrzebowała. - powiedział poprawiając sobie fryzurę.
- Dziękuję - odpowiedziała Em.
- Nie ma za co - szepną i wyszedł na rynek.
- to co ? gotowa do wyjścia ? - zapytał Tom.
- tak, gotowa .- odpowie działa na to pytanie i wyszli z domu. Była jesień, ale jak widać w tych czasach robili dobre ubrania i buty, dlatego nie było jej zimno. Poszła za Tomem tak jak jej kazał.
Mijali dużo ulic, ludzie sprzedawali swoje towary, a ptaki głośno ćwierkały pod szum płynącej tuż obok rzeki.
- To tutaj ! - powiedział Tom, gdy mijali klasztor, później kościół i stanęli przed dużym, trzypiętrowym budynkiem. Weszli do środka słysząc huk drewnianych drzwi.
- Witajcie moi mili ! - krzyknęła zza rogu jakaś kobieta.
- Dzień dobry, proszę pani. - odpowiedział Tom, a słowo po nim Em.
- Witaj, masz na imię Emily, prawda ? - zapytała owa pani.
- Tak, tak. - odparła półszeptem Em.
- Jestem Ewangelina Meltob. - powiedziała skromnie podając rękę Em.
- Dzisiaj będziesz miała gramatykę, matematykę, astronomię i francuski. Tutaj to zapisałam, gdybyś zapomniała - rzekła podając Em pożółkły pergamin.
- Miłych lekcji wam życzę - dodała na pożegnanie i odeszła do swojego biura.
Mijały godziny. Tak jak powiedziała pani ewangelina, lekcje zaczęły się od gramatyki. Nie słuchając w ogóle wykładu nauczyciela, postanowiła poczytać trochę w myślach innych uczniów. I tak minęły wszystkie cztery lekcje. Później wraz z tomem poszli nad rzekę. Błękitna woda błyszczała w promieniach słońca niczym droga biżuteria. Tom zaczął łowić ryby, a Em czytała wiersz napisany na pergaminie, który znalazła na swoim biurku. Po paru godzinach wrócili do domu, gdzie czekał na nich obiad, ryba z kartoflami. Gerard poszedł jeszcze do rzeźnika po kurczaka na niedziele, a tymczasem Tom i Em siedzieli przy kominku, rozmawiając.

sobota, 27 października 2012

Rozdział 6

Była zimna noc. Em nie czuła się wygodnie leżąc na strasznie twardej i ciężkiej pościeli z siana. Obok niej na ścianie wisiał portret jej rodziców. Ona piękna o kasztanowych włosach, które Tom i Em po niej odziedziczyli, on zaś miał ciemne oczy, które przypominały jej własne. Bez emocjonalny wyraz twarzy, sprawiał że wyglądali jak żywe posągi Otoczeni złotą ramką, stali nieruchomo, patrząc w przestrzeń w prostych starych, ale zadbanych strojach. Em zastanawiała się nad tym, co by było gdyby przeżyli, gdyby się spotkali, gdyby ze sobą rozmawiali. Tyle pytań było, na które nie znała odpowiedzi. Dalej nie umiała nawet zmrużyć oczu. Nagle usłyszała ciche kroki i pomrukiwanie. Zza okna wyłonił się szary kot z przerażającymi, zielonymi, kocimi oczami. Zauważywszy że spostrzegawcza dziewczyna zobaczyła go, znikną równie szybko jak się pojawił. Zdumiona Em odwróciła się na prawy bok i modliła się o sen.
Kot znowu się pojawił. Tym razem w jej śnie, a jego oczy błyszczały się jeszcze bardziej niż poprzednio. Machał powoli, długim szarym ogonem, który stawał się coraz krótszy. Kot powoli znikał, a w jego miejsce zjawiła się kobieca postać. " Ucieczka, jedynym wyjściem" - szeptała. Znała już swoją historię i wiedziała że Adromeda chce się jej pozbyć. Lecz nie chciała uciekać jak jej podpowiadała nieznajoma, mimo że nie wierzyła w swoje szanse do przeżycia, chciała się jej sprzeciw stawić. Następnie kobieta znikła, a Em obudziła się zalana zimnym potem.
Poranek nie był rześki. Gerard zapukał energicznie w drzwi pokoju Em.
- można wejść - odpowiedziała na zapukanie. Dziadek wszedł powolnym lecz żywym krokiem do jej pokoju z tacką, na której leżało śniadanie Em.
- Bardzo dziękuje, nie trzeba było - powiedziała Em, gdy ten położył tackę na posłanie.
- Trzeba było, trzeba było - zawołał donośnym głosem i dodał :
- wczoraj miałaś ciężki dzień, a poza tym ustaliliśmy już z Tomem, że pójdziesz do szkoły, żeby nie wzbudzać podejrzeń.
- ale ja tu nikogo nie znam - zaprotestowała Em, gdy pomyślała że musi iść do szkoły bez Mari.
- Nie martw się na zapas. Pani Ewangelina to miła kobieta. Jej uczniowie zdobywają staranne wykształcenie- powiedział z satysfakcją.
- Miłego dnia - dodał na pożegnanie, nim EM zdążyła wydostać z siebie słowa protestu. Nic nie mogła na to poradzić musiała iść do szkoły i o bez przyjaciółki.

sobota, 8 września 2012

Rozdział 5

Em usiadła na drewnianym krześle, rozglądając się ciągle po domu.
- No więc tak. - zaczął Tom.
- Dokładnie 200 lat temu, kiedy jeszcze nawet dziadka nie było na świecie, w biednej rodzinie urodziła się Andromeda. Miała urodę przeciętnej dziewczynki, czarne włosy, bladą twarz i czerwone usta. Kiedy miała 12 lat, jej ojciec Tim został zabity przez sąd za długi. Wtedy Andromeda, zbuntowała się przeciwko rządowi i podpaliła zapałkami cały zamek. 12 miesięcy odsiedziała w więzieniu dla młodocianych przestępców, w którym był chłopak o imieniu Joel. Wraz z nim przez 10 mies. snuli plan. Gdy Andromeda została wypuszczona z celi, Joel musiał odsiedzieć tam jeszcze 5 lat. Gdy i on wyszedł z zamku, zaczęła się straszna masakra. Lasy płonęły, domy poszły w proch, w nocy było słychać krzyk przerażonych ludzi. Gdy stróżom udało złapać przestępców, Andromeda wraz Joelem musieli opuścić miasto. W drodze do innego miasta, strasznie się rozpadało i jak głosi legenda znaleźli mały domek, który stał poza cywilizacją. Wstępując do niego spotkali czarownicę, która przepowiadała Andromedzie wielką przyszłość. Wtem podarowała jej dar magi, dzięki któremu umiała również czytać w myślach i przepowiadać przyszłość. Gdy ramo wstali, czarownica już nie żyła. Gdy Joel i Andromeda zakochali się w sobie urodziła im się córeczka, której nadali imię po matce Andromedy - Monica. W dniu jej pierwszych urodzin Andromedę nawiedziła wizja, która pokazała jej że mimo iż może żyć ile chce i tak córce Monic, urodzi się prawnuczka, która będzie musiała wyrównać prawa natury. Gdy Joel usłyszał plany Andromedy o zabiciu jego córki, uciekł z nią do Bułgarii, gdzie zostawił małą Monicę pod drzwiami zamożnej rodziny, a sam popełnił samobójstwo. Mała Monica rosła jak na drożdżach, a po ślubie z Marco urodziła Dominikę. Po śmierci Monic gen magi przeszedł na Dominikę, lecz nie ujawnił się jej, z powodu braku zagrożenia. Gdy Dominika poznała Gerarda, ożenili się i doczekali się syna Gerarda II i córki Eleny. Ich szczęście nie trwało zbyt długo, gdy po śmierci Gerarda II, Dominica popadła w depresję i zmarła na serce. Jednakże Elena po długiej próbie z oswojeniem się ze śmiercią brata, poznała Teda, który stał się ojcem jej dzieci Toma i ...... Emily. Lecz Elena pamiętała legendę jej praprababci i wiedziała o przeznaczeniu jej córki, ale wiedziała również tym że Andromeda będzie chciała zabić Emily, co obudziło w niej instynkt zagrożenia i wtedy ujawniła się w niej moc magii. Gdy przechodziła obok wzgórza, odnalazła portal, do którego weszła wraz z 5 miesięczną Emily. Tam dała ją do domu dziecka i wróciła do domu. Dowiedziawszy się o tym Andromeda zabiła ją wraz z Tedem, a ojciec Eleny uciekł wraz z Tomem do kryjówki, którą miało całe ich pokolenie. - Tom skończył opowieść odbierając od dziadka herbatę. Em również ją dostała i sparaliżowana nic nie powiedziała. Wiedziała że Gerard jest jej dziadkiem, a Tom bratem, lecz dlaczego żyła 16 lat w niewiedzy.

poniedziałek, 3 września 2012

Rozdział 4

Em widząc to wiedziała że to nie jest jej świat, lecz w głębi duszy czuła że do niego należy. Słyszała też lekko rozmazane myśli ludzi chodzących z domu do domu, witając się nawzajem. Dziewczyna była zagubiona w tej krainie, którą tak naprawdę nie miała pojęcia co to za miasteczko. Em podeszła do miło wyglądającej starszej pani, w zielonej sukience z chustą zarzuconą z tyłu na plecach.
- Dzień dobry ! Przyszłam z daleka i nie mam pojęcia gdzie jestem, czy mogła by mi pani wyjaśnić ? - zapytała mając nadzieję że ją rozumie.
- Jesteś w Drumstagu, proszę pani. - powiedziała miłym, spokojnym, lecz ochrypłym głosem i poszła swoja drogą. "Drumstag, nic mi to nie mówi. Przypuszczam że żeby znowu znaleźć się w swoim świecie trzeba poszukać mglistego koła " - pomyślała Em idąc tłoczną drużką. Głosy, które słyszała, czasami nie odróżniała od swoich myśli, lecz udało się jej to wytrzymać i znalazła się na przeciwko restauracyjki. Wchodząc poczuła na sobie podejrzliwy wzrok ludzi. Zignorowała to i usiadła przy pustym stoliku.
- Co podać ? - zapytał kelner podchodząc do niej.
- Nic, dziękuję, ale nie mam przy sobie pieniędzy. - powiedziała zawstydzona Em.
- Dobrze więc będzie pani tu siedziała ? - zapytał jeszcze raz.
- Tak, ale tylko na chwilę. - chrypnęła w ostatniej chwili Em, by nie budzić podejrzeń jeszcze bardziej, gdy nagle za kelnerem, zauważyła znajomą siwą głowę. Bała się podejść i zobaczyć kto to, aby nie robić sobie obciachu. W ostatniej chwili, do baru wszedł młody chłopak, który również wydawał jej się znajomy, tyle że tak jak starszy mężczyzna, miał na sobie średniowieczny strój.  Gdy spojrzał na Em, ta szybko odwróciła się tłukąc przy tym niechcący wazonik z różą. Wszyscy nerwowo popatrzyli na nią. " Co to za dziwaczka" - usłyszała myśl, jednego mężczyzny o średnim wieku. "Ta mała jest podejrzana, jak ona się zachowuje w towarzystwie, w ogóle tej jej strój " - pomyślała kobieta siedząca obok mężczyzny. Em chciała przeczytać myśli chłopca i starca, ale czuła jakby oni jedyni mogli się jej oprzeć. Wszyscy trzej spojrzeli po sobie. W mgnieniu oka do drzwi pobiegł starzec ciągnąc za sobą młodzieńca. Em ruszyła jak torpeda za nimi. Otworzyła drewniane drzwi i czym prędzej pobiegła za tropem, mijając i szturchając, zdziwionych ludzi. Gdy dziewczyna schowała się za bryczką i uciekinierzy myśleli że ją zgubili, weszli pospiesznie do małego domku z jednym okienkiem. Em wyszła z ukrycia i nieco wolniej weszła do środka.

Mieszkanko było małe, ale przytulne. po prawej stronie stał średni stół i 4 krzesła. Tuż za stołem stał piec, parę półek,  a na nim przyprawy, garnki, talerze i sztućce. Na przeciwko kuchenki była spiżarnia i wejście do sypialni, a obok schody na drugie piętro. Zamiast lamp były świeczki. Jak na te czasy przystało, nie było telewizora, ani radia. Ni stąd ni zowąd pojawił się młody chłopak i starzec.
- Dzień doobry - bąknęła Em.
- Dzień dobry Em, spodziewaliśmy się ciebie. - powiedział starzec .
- Spodziewaliście się mnie, znacie mnie ? - zapytała zdziwiona Em.
- Tak znamy cię. To jest Tom, a ja jestem Gerard. - powiedział starzec.
- Musimy ci wiele wyjaśnić. - dodał Tom.